Powered By Blogger

piątek, 16 kwietnia 2010

Historia nas oceni

Długo zastanawiałam się czy na swoim blogu poświęconym zagadnieniom pracy, a głownie jej braku powinnam umieścić wpis odnoszący się do tragicznych wydarzeń z dnia 10 kwietnia. Myślałam czy to dobre miejsce, czy powinnam...Na szczęście, i chwała tym, dzięki którym mam taką możliwość, żyjemy w wolnym i demokratycznym kraju i każdy ma prawo wyrażać swoje myśli. A stało się przecież coś, co dotknęło nas wszystkich.

Rzadko oglądam telewizję, ale w minioną sobotę włączyłam moją ulubioną stację, by towarzyszyła mi przy śniadaniu. Sielankową atmosferę w studio przerwała tragiczna informacja, mówiąca iż polski samolot rozbił się w Smoleńsku. Na pokładzie leciała Para Prezydencka oraz 94 wspaniałych ludzi. W jednej chwili odeszło, zgasło wiele wyjątkowych osób z polskiego "świecznika". Lecieli oddać cześć tym, którzy zginęli 70 lat temu w mordzie katyńskim.
Prowadzący zamarli. Ja również. Tłumy Polaków po opublikowaniu tej wiadomości zaczęły gromadzić się pod Pałacem Prezydenckim, by złożyć hołd ofiarom katastrofy. Czas jakby stanął w miejscu.
Od tamtej pory snułam się i nie mogłam opanować napływających do oczu łez, ani żalu w sercu. Jednocześnie poczułam nieodparty strach, który towarzyszy mi nadal i z każdym dniem staje się coraz większy: co teraz będzie z Polską? Gorąco pragnęłam, by to zdarzenie sprawiło, że staniemy się lepsi. Wszyscy: media, politycy i my szarzy obywatele, którzy składamy się na polskie społeczeństwo.

Należę do osób, które wierzą, że wszystko się po coś dzieje i nawet najtragiczniejsze zdarzenia powinny nas czegoś uczyć, by nie popełniać w przyszłości tych samych błędów.
Przez klika dni nasz Naród faktycznie pięknie się zjednoczył. Jak pięć lat temu, po śmierci Jana Pawła II. Zamilkły polityczne spory, ucichły kłótnie, media nie drwiły a szczerze współczuły. Przestano się opluwać.
Nie byłam zwolenniczką Pana Prezydenta, ale materiał, który zaczęto emitować w TV sprawił, że inaczej spojrzałam na Jego postać, której dziś nie ma już wśród nas. Czy nie można było tak wcześniej? Wykreowano wizerunek zimnego człowieka. Szydzono z Niego i szykanowano. Zwracano uwagę na rzeczy mało istotne, by odwrócić od tych naprawdę ważnych.

Z letargu wyrwała mnie dopiero wiadomość, że Para Prezydencka będzie pochowana w najbliższą niedzielę ma Wawelu. Ta informacja znów podzieliła kraj. Wróciły spory. Poczułam niesmak, iż polityka wkroczyła na Wawel. Właściwie to myślałam, że w tym dostojnym miejscu już nie dokonuje się pochówków.
Uważam to za wielce niefortunną decyzję. Może dlatego trudno znaleźć jej pomysłodawcę?
Czy Cmentarz Powązkowski nie jest wystarczająco ważny i piękny dla głowy państwa? Spoczywają na nim ważne dla Polski osobistości. Znajduje się nawet Aleja Zasłużonych.
Ale nie mnie to oceniać. Uczynią to historia i potomni.

Trochę historii(źródło -wikipedia):
Konflikt wawelski nastąpił po śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego w maju 1935 r.
Już w 1916 arcybiskup krakowski Adam Sapieha, gospodarz katedry wawelskiej, odmówił Ignacemu Janowi Paderewskiemu pochowania Henryka Sienkiewicza na Wawelu. W roku 1927 zawarł umowę z Piłsudskim, że ostatnim, który spoczął w kryptach królewskich, będzie Juliusz Słowacki, którego prochy sprowadzono w tym samym roku z Paryża do Polski.
Po śmierci Marszałka abp Sapieha po długim namyśle wyraził zgodę na tymczasowe złożenie trumny w krypcie św. Leonarda aż do przygotowania osobnej krypty pod Wieżą Srebrnych Dzwonów. Przez dwa lata kryształowa trumna ze zwłokami Piłsudskiego była miejscem pielgrzymek. Kiedy po dwóch latach krypta była gotowa, najwyższe władze postanowiły jednak pozostawić trumnę w krypcie św. Leonarda. Abp Sapieha wydał wtedy, wbrew władzom państwowym, polecenie, aby przenieść trumnę do przygotowanej krypty 22 czerwca 1937 r. Powiadomił o tym natychmiast gen. Bolesława Wieniawę-Długoszowskiego, który dowiedziawszy się o tym, wystąpił przeciw decyzji arcybiskupa. Tak samo postąpił Naczelny Komitet Uczczenia Pamięci Marszałka Józefa Piłsudskiego oraz prezydent Ignacy Mościcki.
Rozpoczął się konflikt wawelski, który objął swoim zasięgiem władze państwowe i kościelne, Stolicę Apostolską, radio, prasę, instytucje państwowe, organizacje katolickie i zawodowe. Oskarżano abpa Sapiehę o naruszenie kultu Marszałka i obrazę prezydenta. Żądano zmiany konkordatu, oddania katedry wawelskiej we władanie władz państwowych, pozbawienia Sapiehy odznaczeń honorowych, obywatelstwa polskiego i usunięcia z kraju. Pod naciskiem otoczenia arcybiskup zdecydował się wyjaśnić swoje stanowisko i przeprosić prezydenta za niewykonanie jego życzenia. Konflikt zakończył się po posiedzeniu Sejmu, na którym oświadczono, że arcybiskup krakowski przeprosił prezydenta. Konflikt wawelski miał rangę ogólnonarodową. Abp Sapieha argumentował, że tak postąpić nakazywało mu sumienie i prawo kościelne, według którego jako gospodarz katedry wawelskiej był zobowiązany troszczyć się o tak ważny budynek sakralny.

Będąc w liceum, czytając "Inny Świat" Gustawa Herlinga Grudzińskiego czy "Zdążyć przed Panem Bogiem" Hanny Krall myślałam, że jeśli ktoś opisuje coś tak strasznego, to po to, by już nigdy więcej się nie powtórzyło. Tymczasem wojny nadal są. Wciąż giną żołnierze i cywile...
Na tym świecie nadal zbyt wiele jest tragedii, cierpienia, bólu, głodu, przemocy i gorzkich łez...
Każda tragedia jest jak znak STOP, byśmy się zatrzymali i zastanowili dlaczego, choć jesteśmy gatunkiem posiadającym rozum, to z niego nie korzystamy.

Boję się i martwię, co będzie z naszą Polską i tylko dlatego postanowiłam umieścić ten post. Jestem patriotką i jestem dumna, że jestem Polką. Wciąż mam nadzieje, że tragedia w Smoleńsku zbliży nas, zjednoczy. Przecież przyniosła już wystarczająco dużo bólu i traumy!

Z wyrazami współczucia dla Rodzin poległych w sobotniej katastrofie i szacunku, dla tych, którzy w niej zginęli.

                           











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz